Strona:Juliusz Verne - Gwiazda Południa.pdf/59

Ta strona została uwierzytelniona.
— 51 —

Cypryan poznał go wtedy, gdy mu szlifował pierwszy znaleziony dyament dla osadzenia w pierścionek i od razu bardzo go polubił. Chętnie zachodził do staruszka, aby z nim godzinę pogawędzić albo przyglądać się pracy szlifierza.
W swej skromnej pracowni z siwą brodą i łysą czaszką, przykrytą aksamitną czapeczką, wielkiemi okularami na długim nosie, pośród dziwacznych narzędzi i flaszeczek o tajemniczych płynach, wyglądał jak alchemik z XV wieku. W przytwierdzonej do okna kopance leżały powierzone mu dyamenty, często znacznej wartości.
Dyamenty podług kształtu, jakiego nabierają po obrobieniu noszą nazwy: dyamentu, rozety, brylantu pojedynczego, podwójnego, brioletty i pendeloque.
Podczas roboty Wandergaart był bardzo rozmowny i opowiadał zajmujące historye o południowej Afryce, w której już od lat czterdziestu przemieszkiwał. Najczęstszym tematem opowiadań starego były patryotyczne i osobiste krzywdy przez niego doznane. Anglicy byli w jego oczach największymi złodziejami. Nie można się temu dziwić, powtarzał chętnie, iż amerykanie oderwali się od nich, tak też wkrótce uczynią Indye i Australia.