Strona:Juliusz Verne - Na około Księżyca.djvu/102

Ta strona została skorygowana.

rządzić herbatę, przy której miał zamiar połknąć tuzin butersznitów.
Dobył pudełko z zapałkami i pośpiesznie potarł jedną z nich.
Jakże się zdziwił widząc, że siarka płonie blaskiem nadzwyczajnym, prawie nie do zniesienia.
Gaz, który zapalił, zapłonął jak snop światła elektrycznego.
Zdumienie Nicholla prędko minęło, zrozumiał niebawem przyczynę natężenia światła, zmian fizyologicznych zaszłych w jego organizmie i podniecenia władz umysłowych i czuciowych. Zrozumiał wszystko.
— Tlen! — zawołał na cały głos.
Pochyliwszy się nad aparatem, zobaczył, że przez otwartą klapę gaz ten uchodził całymi kłębami. Był on bez smaku i zapachu, bardzo ożywczy, lecz nadmiar jego w powietrzu sprowadza zaburzenia w organizmie.
Nicholl pośpieszył powstrzymać ten upływ tlenu, który spowodowałby niezawodną śmierć podróżników, spalając ich po prostu.
Po upływie godziny powietrze się oczyściło i dozwalało płucom oddychać prawidłowo. Powoli trzej przyjaciele przychodzili do przytomności po tem odurzeniu.
Ardan nic sobie z tego nie robił, dowiedziawszy się, iż wywołał powyższy wypadek: