stko i wyraził zupełne zadowolenie z nowego pomieszczenia.
— Jest to wprawdzie więzienie, — rzekł — ale więzienie podróżujące, a gdybym jeszcze mógł wyglądać oknem, spisałbym kontrakt najmu na 10 lat. Uśmiechasz się Barbicane? czy powtarzasz sobie w duchu, iż więzienie to stać się może naszym grobem? Niech sobie będzie i grobem! nie zamieniłbym go wszakże na grób Mahometa, który buja w powietrzu, ale się naprzód nie posuwa.
Gdy tak gawędził Ardan, Barbicane i Nicholl kończyli tymczasem ostatnie przygotowania.
Chronometr Nicholla wskazywał godzinę 10 i minut 20 wieczorem, w chwili, gdy trzej podróżnicy zamknęli się już ostatecznie w swej kuli. Chronometr ten zregulowany był z chronometrem inżyniera Murchisona, tak, że nie różniły się ze sobą ani o 1/10 sekundy nawet. Barbicane spojrzawszy nań, rzekł:
— Moi przyjaciele, jest w tej chwili godzina 10 i minut 20. O 10 minut 47, Murchison puści iskrę elektryczną na drut, połączony z nabojem kolumbiady, w tej chwili opuścimy kulę ziemską. Pozostaje więc nam tylko jeszcze 27 minut czasu.
— Minut 26 i 13 sekund — odparł systematyczny Nicholl.
Strona:Juliusz Verne - Na około Księżyca.djvu/16
Ta strona została skorygowana.