ciemną i niemą; nie odpowiadała na liczne pytania jej zadawane.
Wywołało to bardzo napozór słuszną uwagę Ardana:
— Jeśli kiedy jeszcze puścimy się w taką samą podróż, wówczas dobrze uczynimy, wybierając chwilę, w której księżyc jest na nowiu.
— To prawda — odparł Nicholl — okoliczność ta byłaby o wiele przyjaźniejszą.
Zgadzam się, iż księżyc, skąpany w promieniach słonecznych, byłby dla nas niewidzialnym w czasie biegu, ale widzielibyśmy natomiast ziemię, która byłaby w pełni. Co więcej, gdybyśmy byli wciągnięci w przestrzeń naokoło księżyca, jak to ma miejsce w tej chwili, moglibyśmy przynajmniej widzieć stronę tarczy niewidzialną, wspaniale oświetloną.
— Dobrze mówisz Nichollu — rzekł Ardan. — A twoje zdanie Barbicanie?
— Ja sadzę — odparł Barbicane — że jeśli kiedyś powtórzymy tę podróż, rozpoczniemy ją w tym samym czasie i w tych samych warunkach. Przypuśćmy, żeśmy celu naszego dosięgli, czyż nie lepiejby było znaleźć lądy widne, niż okolice w głębokiej pogrążone ciemności? Wejście nasze na nieznaną planetę w przyjaźniejszych odbyłoby
Strona:Juliusz Verne - Na około Księżyca.djvu/187
Ta strona została skorygowana.