tarczę tajemniczą, którą oko ludzkie po raz pierwszy dopiero oglądało.
Cóż zobaczyli na odległości, której sami oznaczyć nie mogli? Kilka pasów ciągnących się na tarczy, prawdziwe obłoki utworzone wśród atmosfery bardzo ścieśnionej, skąd wynurzały się nietylko góry, ale i wypukłości — mniejsze, owe góry okręgowe, owe kratery ziejące, bezładnie porozrzucane, tak samo jak na powierzchni widzialnej strony tarczy. Następnie przestrzenie nie dające się objąć wzrokiem; już nie wyschłe jałowe płaszczyzny, ale morza prawdziwe, oceany szeroko rozlane, które w swych płynnyoh zwierciadłach odbijały całą tę błyskotliwą jasność ogni z przestworza. Nareszcie na powierzchni lądów ogromne ciemne masy, mające wygląd lasów obszernych, ukazujących się przy nagłej błyskawicznej jasności…
Czy to było złudzenie optyczne? Czy mogli oni naukowo potwierdzić tę obserwacyą tak powierzchownie tylko wykonaną. Czyż mogliby coś stanowczego orzec w sprawie zamieszkalności niewidzialnej strony księżyca po tak pobieżnym jej przeglądzie?
Błyskanie tymczasem coraz się zmniejszało w przestrzeni, jasność chwilowa osłabła powoli; drobne asteroidy rozleciały się w różne strony i gasły w oddaleniu, jeden
Strona:Juliusz Verne - Na około Księżyca.djvu/195
Ta strona została skorygowana.