prawie szkód żadnych. Niektóre przedmioty wprawdzie silnie zostały wyrzucone w górę, ale nic nie ucierpiały.
Na tarczy ruchomej w tył wypartej, po roztrzaskaniu się przegród i wypłynięciu wody, trzy ciała leżały nieruchomo... Czy Barbicane, Nicholl i Ardan oddychali jeszcze? Czy pocisk ten nie stał się trumną metalową, unoszącą trzy trupy w przestworza?...
W parę minut po wystrzale jedno z tych ciał poruszyło się, podniosło głowę i uklękło. Był to Ardan.
— Michał Ardan cały, — rzekł — zobaczmy innych.
Odważny francuz chciał powstać, lecz nie mógł się utrzymać na nogach. Głowa mu się trzęsła, nogi chwiały; był jak pijany.
— Brr! — zawołał — jestem jakby po dwóch butelkach mocnego wina, — tylko, że to odurzenie mniej przyjemne.
Potem, potarłszy ręką kilka razy po czole i skroniach, zawołał głośno:
— Nicholl! Barbicane!...
Czekał z trwogą. Żadnej odpowiedzi. Powtórzył wołanie. Milczenie było znowu odpowiedzią.
— Do dyabła! — zawołał. — Wyglądają, jakby upadli na głowę z piątego piętra. Ależ, — dodał z tą niewzruszoną wiarą, której nie
Strona:Juliusz Verne - Na około Księżyca.djvu/24
Ta strona została skorygowana.