Te dwa przypuszczenia towarzyszy do reszty go oprzytomniły.
Wogóle, nic stanowczego nie można było powiedzieć o stanie, w jakim się kula znajdowała. Pozorna jej nieruchomość, brak wszelkiej komunikacyi na zewnątrz, nie pozwalały rozstrzygnąć pytania. Być może, iż unosiła się w przestworza, może, po chwilowem wzniesieniu się, spadła znowuż na ziemię, lub nawet do zatoki Meksykańskiej, co było możliwem wobec niewielkiej szerokości półwyspu florydzkiego.
Trzeba było tę ważną i ciekawą kwestyę jak najprędzej rozwiązać. Barbicane zaniepokojony, przezwyciężywszy silną wolą swą słabość fizyczną, podniósł się. Nadsłuchiwał, — panowała zupełna cisza na zewnątrz. Jedna wszakże okoliczność zwróciła uwagę Barbicana, mianowicie, że temperatura wewnątrz pocisku bardzo się podniosła. Prezes spojrzał na termometr, który wskazywał 45° ciepła.
— Tak! — zawołał — tak jest! posuwamy się. Ten upał duszący przedostaje się przez ściany pocisku! Wywiązuje się on przez tarcie o warstwy atmosferyczne. Wkrótce skwar ten zmniejszy się, bo już przebywamy w próżni, i niebawem zimno da nam się dobrze we znaki.
— Jakto, Barbicane — zapytał Michal Ar-
Strona:Juliusz Verne - Na około Księżyca.djvu/29
Ta strona została skorygowana.