dziła, że pocisk opuścił ziemię, która, będąc oświeconą wówczas blaskiem księżyca, byłaby się ukazała oczom podróżników, gdyby znajdowali się jeszcze na jej powierzchni. Nie było już wątpliwości, że opuścili ziemię.
— Przegrałem zakład — zawołał Nicholl.
— Winszuję ci tego! — dodał Ardan.
— Proszę, oto 9.000 dolarów — mówił kapitan, wyjmując z kieszeni pieniądze.
— Czy żadasz pokwitowania? — spytał Barbicane, biorąc wręczoną mu kwotę.
— I owszem — odrzekł Nicholl — wymaga tego porządek.
Barbicane z miną poważną, jak gdyby się znajdował przy swojej kasie, wydobył notes, wydarł z niego kartkę, skreślił ołówkiem pokwitowanie, podpisał je, położył datę i wręczył kapitanowi, który, złożywszy je starannie, schował do pugilaresu.
Ardan, milcząc, ukłonił się swoim towarzyszom. Takie przestrzeganie formalności w podobnych warunkach, odejmowało mu mowę. W życiu swojem nie widział nic tak »amerykańskiego«.
Barbicane i Nicholl po załatwieniu rachunków powrócili do okienka i obserwowali gwiazdy, jaskrawo odcinające się na czarnem tle nieba. Z tej strony wszakże nie można było
Strona:Juliusz Verne - Na około Księżyca.djvu/33
Ta strona została skorygowana.