Przy wzmożonym jednak blasku ginęła dotąd jeszcze wszelka wypukłość. Rozpoznawano zaledwie dwie plamy, które księżyc czynią podobnym do twarzy ludzkiej.
— Podobny do twarzy — wtrącił Ardan — ale gniewa mnie to, iż bratu Apollina dano twarz tak szpetną.
Podróżnicy blizcy swego celu, nie przestawali obserwować ten świat, zupełnie dla nich nowy; wyobraźnia ich biegła po tych krainach nieznanych. Wdrapywali się na szczyty wyniosłe lub schodzili na rozległe pola. Zdawało im się iż spostrzegają wielkie morza, zaledwie mogące istnieć pod rozrzedzoną atmosferą i rzeki z gór płynące. Pochyleni nad przepaścią, spodziewali się, iż usłyszą głos jakiś z tej gwiazdy, wiecznie niemej.
Dzień ten pozostawił im wruszające wspomnienia. Spisywali oni najdrobniejsze szczegóły. Nieokreślony jakiś niepokój trapił ich w miarę zbliżania się do celu. Niepokój ten wzrósłby jeszcze niewątpliwie, gdyby wiedzieli z jak małą szybkością się poruszali, wydałaby im się ona niewystarczającą do osiągnięcia celu.
Pomimo tak ważnych zajęć, Ardan nie zapomniał o przyrządzeniu śniadania. Podróżni zjedli z wielkim apetytem wyborny bulion ugotowany na gazie i mięso zakonserwowane;
Strona:Juliusz Verne - Na około Księżyca.djvu/91
Ta strona została skorygowana.