Strona:Juliusz Verne - Na około Księżyca.djvu/94

Ta strona została skorygowana.

przyrządu do pływania, napełnionego powietrzem z ciebie wychodzącem, pękłbyś jak balon zbyt wysoko uniesiony w powietrze. Nie masz więc czego żałować i wierz mi, że lepiej wyrzec się wszelkiej przechadzki, dopóki znajdować się będziemy w próżni.
Ardan do pewnego stopnia dał się przekonać, zgodził się na trudność, ale nie na niepodobieństwo, którego to wyrazu nigdy nie uznawał.
Rozmowa z tego przedmiotu przeszła na inny, nie ustając ani na chwilę.
W nawale rozmaitych pytań i odpowiedzi Nicholl postawił kwestyę, której nie zdołano na razie rozstrzygnąć.
— Moi przyjaciele — rzekł on — piękna to podróż na księżyc, ale jakże z niego powrócimy?
Dwaj towarzysze spojrzeli po sobie ze zdziwieniem. Dotąd pytania tego nie poruszyli.
— Co przez to rozumiesz, Nichollu? — zapytał Barbicane.
— Pytać się o powrót z kraju, do którego się jeszcze nie przybyło, zdaje mi się rzeczą zbyteczną.
— Nie pytam dlatego, abym się chciał cofać — odparł Nicholl — ale zapytuję raz jeszcze, jak powrócimy.