— Tego nie wiem — odpowiedział Barbicane.
— Co do mnie — rzekł Ardan — przyznam się, iż gdybym wiedział, jak powrócić, to nie byłbym się puszcał w podróż.
— Otóż to mi odpowiedź! — zawołał Nicholl.
— Potwierdzam zdanie Ardana, i dodam, że pytanie to jest dla nas obojętne. Później, gdy uznamy za stosowne powrócić, pomyślimy nad tem. Jeśli tam niema kolumbiady, będziemy mieli przynajmniej pocisk gotowy.
— Miła perspektywa! kula bez strzelby!
— Strzelbę i proch można zrobić — odpowiedział Barbicane — bo kruszcu, saletry i węgla nie brak zapewne na księżycu. Zresztą aby powrócić, nie potrzeba nic więcej jak pokonać siłę przyciągającą księżyca, a dość jest przebyć 8.000 mil, aby spaść znowuż na ziemię.
— Dosyć o tem — zawołał Ardan. — Nie mówmy więc o powrocie! Już i tak zawiele w tej kwestyi rozmawialiśmy, co się zaś tyczy zawiązania stosunków z naszymi towarzyszami ziemskimi, to nie będzie to zbyt trudnem.
— A to jakim sposobem?
— Za pomocą bolidów, wyrzucanych przez wulkany księżycowe.
Strona:Juliusz Verne - Na około Księżyca.djvu/95
Ta strona została skorygowana.