zdaniem jego lepiej się czas używa na poszukiwania niż na gawędy, na odkrycia niż na rozprawy.
Opowiadają, że pewien Anglik przyjechał jednego razu do Genewy z zamiarem zwiedzenia jeziora; wsadzono go do jednego z tych starych powozów, w których siedzi się po bokach jak w omnibusie. Zdarzyło się, że nasz Anglik usiadł tyłem do jeziora; powóz spokojnie przebył swą drogę dokoła jeziora, a Anglik nie obrócił się ani razu poza siebie i odjechał do Londynu zachwycony jeziorem genewskiem.
Doktór Fergusson często obracał się w swoich podróżach, i tak dobrze, iż widział wiele rzeczy. Zresztą w tym względzie posłuszny był swojej naturze i mamy pewne powody utrzymywać, że był trochę fatalistą, ale fatalistą bardzo prawowiernym, który wiele liczył na własne siły, ale także i na Opatrzność; mawiał o sobie, że go coś ciągnie do podróży i przebiegał świat niby lokomotywa, kierująca się według drogi.
— Nie ja obieram drogę mawiał często, ale droga mną kieruje.
Nie będziem się więc teraz dziwili, że z tak zimną krwią przyjmował oklaski Towarzystwa Królewskiego, był on wyższy nad te słabostki nie mając ani pychy, ani odrobiny próżności; zdawała mu się bardzo prostą propozycja, którą uczynił prezydującemu sir Francis M... i ani spostrzegł, że tak wielkie sprawiła wrażenie.
Strona:Juliusz Verne - Pięciotygodniowa podróż balonem nad Afryką.djvu/16
Ta strona została przepisana.