Zacny Szkot na piękne się rozzłościł.
— Uspokój się kochany Dicku, — rzekł doktór. Pojmuję twoje rozdrażnienie. Masz do mnie urazę, żem dotychczas nie zawiadomił cię o mych nowych projektach.
— Nazywa to nowemi projektami!
— Byłem bardzo zajęty, — ciągnął dalej Samuel nie dopuszczając przerwy. — miałem wiele do roboty! Ale bądź spokojny, nie odjechałbym nie napisawszy wprzód do ciebie....
— Bardzo dbam o to....
— Bo mam zamiar zabrać cię z sobą.
Szkot podskoczył jak dziki kozieł.
— Braciszku! chcesz widzę by nas obydwóch zamknęli w szpitalu Betheemskim![1]
— Stanowczo rachowałem na ciebie, kochany Dicku, i wybrałem usunąwszy wielu innych.
Kennedy milczał osłupiały.
— Wysłuchaj mię cierpliwie dziesięć minut, — mówił spokojnie doktór, — a sam mi podziękujesz.
— Mówisz seryo?
— Najzupełniej seryo.
— A jeśli nie zechcę ci towarzyszyć?
— Zechcesz.
— Ale wreszcie, jeśli odmówię?
— Więc sam pojadę.
- ↑ Szpital warjatów w Londynie.