— Oh! oh! — rzekł Kennedy wzruszając ramionami. Zawsze jesteś fatalista!
— Zawsze, ale w dobrem znaczeniu tego wyrazu. Zajmujmy się więc tem jedynie, co los nam gotuje i nie zapominajmy przysłowia: kto ma wisieć, nie utonie.
Nie było co na to odpowiedzieć, ale Kennedy próbował różnych argumentów, które łatwo sobie wyobrazić, a zbyt długiem byłoby powtarzać.
— Ależ nakoniec, — rzekł po godzinie dyskusji, — jeżeli koniecznie chcesz przebyć całą szerokość Afryki, jeśli to jest potrzebne do twego szczęścia, czemu nie wybierzesz dróg zwyczajnych?
— Czemu? — odpowiedział doktór zapalając się: — bo dotychczas wszystkie usiłowania się nie powiodły! Bo od Mungo-Parka zamordowanego nad Nigrem, do Vogla, który znikł w Wadai; od Oudney zmarłego w Murmur, Clappertona zmarłego w Sakatu, do Francuza Maizan porąbanego na sztuki; od majora Laing zabitego przez Tuaregów, do Roschera z Hamburga, zamordowanego w r. 1860, tylko liczne ofiary zapisano w martyrologium afrykańskiem! Bo walczyć z żywiołami, głodem, pragnieniem, gorączką, z drapieżniejszemi zwierzęty i sroższemi jeszcze ludźmi, jest niepodobieństwem! Bo co nie da się zrobić jednym sposobem, trzeba próbować drugim! Bo nakoniec gdzie nie można przejść środkiem, trzeba obejść bokiem, lub przesunąć się wierzchem.
Strona:Juliusz Verne - Pięciotygodniowa podróż balonem nad Afryką.djvu/28
Ta strona została przepisana.