Strona:Juliusz Verne - Pięciotygodniowa podróż balonem nad Afryką.djvu/48

Ta strona została przepisana.

rozmyśla nim co przedsięweźmie, a gdy poweźmie postanowienie, sam djabeł nic z nim nie poradzi.
— Zobaczymy.
— Niech się pan nie łudzi. A przytem rzeczto wielkiej wagi byś pan z nami jechał. Dla takiego jak pan myśliwca, Afryka jest cudownym krajem. Tak więc pod żadnym względem nie pożałujesz pan podróży.
— Niewątpliwie, nie pożałuję, jeśli zwłaszcza uparty Samuel usłucha głosu rozsądku.
— Ale ale! — rzekł Joe, — czy pan nie wie, że dzisiaj ważenie?
— Jakie ważenie?
— A tak, mój pan wraz z panem i ze mną będziemy się ważyć wszyscy trzej.
— Jak dżokeje!
— Jak dżokeje. Tylko niech pan będzie spokojny, nie ogłodziemy pana byś mniej ciężał. Weźmiemy pana jak jesteś.
— Nie dam się ważyć, — stanowczo rzekł Szkot.
— Ależ panie, podobno to jest potrzebne do jego machiny.
— No, to się jego machina bezemnie obejdzie.
— Doprawdy! a gdybyśmy z powodu niedokładnych rachunków, nie mogli wznieść się w powietrze!
— Na honor! tego mi właśnie trzeba!
— Ależ panie Kennedy, mój pan niebawem po nas przyjdzie!