złodzieje i handlarze, a tak do siebie podobni, że trudno ich rozróżnić. Nakoniec odmalował im zachwycający obraz Wenery.
— A gdy wrócimy z tej wyprawy, — kończył wesoły Joe, — ozdobią nas krzyżem Południa, jaśniejącym tam w górze na sukni Pana Boga.
— I zasłużycie na to! — odpowiedzieli majtkowie.
Na takich gawędach płynęły długie godziny na przodzie okrętu, a tymczasem w kajucie kapitana toczyła się uczona rozmowa.
Pewnego dnia rozmawiano o kierowaniu bulonów i proszono Fergussona, aby powiedział swoje zdanie w tym przedmiocie.
— Nie sądzę, — rzekł, — aby można kierować balonami. Znam wszystkie systemy jakie zastosować próbowano, ale ani jeden się nie przydał, ani jeden nie okazał się praktycznym. Pojmujecie panowie, że musiałem zajmować się tym przedmiotem, tak dla mnie ważnym, ale niepodobna mi było rozstrzygnąć kwestyi z pomocą środków, jakich dostarcza dotychczasowa nauka mechaniki. Należałoby odkryć motora niesłychanej potęgi i niemożliwej lekkości! A i tak niepodobna byłoby oprzeć się silnym prądom powietrza! Zresztą dotychczas więcej się zajmowano kierowaniem łódki niż balonu. To błąd wielki.
Strona:Juliusz Verne - Pięciotygodniowa podróż balonem nad Afryką.djvu/67
Ta strona została przepisana.