Strona:Juliusz Verne - Pięciotygodniowa podróż balonem nad Afryką.djvu/68

Ta strona została przepisana.

— A jednakże, — zarzucono, — wielkie zachodzi podobieństwo między statkiem powietrznym i okrętem, którym kierują dowolnie.
— Nie, — odpowiedział doktór Fergusson, — podobieństwo jest małe, albo zgoła żadne. Powietrze daleko jest rzadsze od wody, w której okręt w połowie jest zanurzony, gdy statek powietrzny całkowicie pływa w atmosferze i pozostaje nieruchomy w stosunku do otaczającego go płynu.
— Tak więc sądzisz pan, że nauka aerostatyczna wypowiedziała już ostatnie swoje słowo?
— Bynajmniej! bynajmniej! Należy szukać czegoś innego i jeśli nie można kierować balonu, przynajmniej trzeba go utrzymywać w przyjaznych prądach atmosferycznych. W miarę jak statek powietrzny wznosi się do góry, prądy te stają się jednostajniejsze i w jednym pędzą kierunku; nie zakłócają biegu wichry panujące w dolinach i na górach, które jak wiadomo, są główną przyczyną zmiany kierunku wiatru i nierówności pędu. Otóż raz oznaczywszy dobrze pasy powietrza wzniesione nad temi okolicami, można wybrać stosowne prądy.
— Ale w takim razie, — odparł kapitan Pennet, — żeby się do nich dostać, trzeba nieustannie wznosić się i opuszczać. A w tem właśnie jest cała trudność kochany doktorze.
— Z powodu? kochany kapitanie!