Strona:Juliusz Verne - Podróż do środka Ziemi.djvu/101

Ta strona została przepisana.

widoczna w całej postawie, dawała od razu to przekonanie, że człowiek ten własną pracą wystarczał na swe potrzeby, od nikogo nic nie potrzebował, i robiąc swoje nie dbał o resztę świata.
Uwagi moje nad charakterem tego Islandczyka wyprowadziłem ze sposobu, w jaki słuchał namiętnej mowy professora. Stał najspokojniej z rękami na krzyż założonemi, odpowiadał przecząco lub twierdząco, ale tylko skinieniami głowy. Słowem, oszczędność gestów doprowadzał do skąpstwa.
Patrząc na tego człowieka, trudnoby doprawdy odgadnąć w nim myśliwego z rzemiosłu; zrozumiałem jednak rzecz całą, skoro mnie p. Fridriksson objaśnił, że ten spokojny człowiek poluje tylko na kaczki edredonowe, których puch stanowi największe bogactwo wyspy, a do zbierania onego, rzeczywiście nie potrzeba być nadto ruchliwym.

Na początku lata samica pomiędzy skałami fiordów (1) buduje dość wysokie gniazdo, które wyściela delikatnemi piórkami, wyrwanemi z pod własnej piersi. Wtedy to myśliwiec przychodzi i zabiera gniazdo, a samica na nowo rozpoczyna swą pracę i to powtarza się dopóty, póki jej starczy delikatne


(1) Tak nazywają we wszystkich krajach skandynawskich wąskie zatoki morskie.