Gdy tak zajęty byłem myślami, nie wiedziałem kiedy przebyliśmy miasto i wyjechali na czyste pole.
Hans szedł na czele, krokiem szybkim, pewnym i równym. Dwa konie obładowane naszemi bagażami postępowały za nim; ja i stryj zamykaliśmy pochód, siedząc wygodnie na małych, lecz silnych konikach.
Islandyja jest jedną z większych wysp Europy, ma bowiem tysiąc czterysta mil powierzchni, ale za to ludność jej cała tylko sześćdziesiąt tysięcy mieszkańców wynosi. Geografowie dzielą ją na cztery części; my mieliśmy w ukos przejechać część południowo-zachodnią, noszącą w krajowym języku nazwę „Suvestr Fjordung”.
Gdy opuściliśmy Rejkjawik, Hans skierował się zaraz ku wybrzeżu morskiemu; przejeżdżaliśmy przez chude łąki, posiadające więcej żółtej, wywiędłej trawy, aniżeli prawdziwej zieloności, zwykłej innym tego rodzaju przestrzeniom. Strome szczyty mass trachytowych, rysowały się na horyzoncie we mgłach wschodu; gdzieniegdzie tylko na dalekim wierzchołku zabieliła się warstwa od wiecznego śniegu, rzucając blask na oddalony wierzchołek przeciwległy.
Niekiedy łańcuch cały tych skał jałowych zbiegał ku morzu, zalegając łąki, zawsze jednak było dość miejsca do przejazdu. Konie nasze instynkto-
Strona:Juliusz Verne - Podróż do środka Ziemi.djvu/110
Ta strona została skorygowana.
— 100 —