którychbyśmy orjentować się mogli za powrotem. Chwalebna to była przezorość wprawdzie, lecz późniejsze wypadki uczyniły ją bezużyteczną.
Po trzech godzinach męczącego pochodu, doszliśmy zaledwie do podstawy góry. Tu Hans dał znak wypoczynku, zasiedliśmy więc wszyscy do krótkiego posiłku. Stryj łykał jedzenie ogromnemi kawałami, byleby co prędzej ruszyć w drogę. Innego był zdania nasz powolny przewodnik, który oprócz posiłku, chciał jeszcze wypocząć, i rzeczywiście w godzinę dopiero potem wyruszyliśmy w dalszy pochód. Trzej Islandczycy, równie jak ich towarzysz milczący, jedli niewiele, a nie mówili ani słowa.
Zaczęliśmy tedy wchodzić na pochyłość góry Sneffels; w skutek optycznego złudzenia, dość zrestą zwykłego w górach, szczyt jej śnieżny wydawał mi się bardzo blizkim, a jednak ileż to godzin upłynęło, ileż trudów ponieśliśmy, zanim dostaliśmy się do niego. Kamienie żadnem spoidłem ziemnem, żadną roślinnością nie powiązane, staczały się z gwałtownością pod naszemi nogami, spadając z szumem i łoskotem, gdzieś w bezdenną przepaść.
W niektórych miejscach, boki góry stanowiły z horyzontem kąt najmniej o trzydziestu sześciu stopniach; stryj szedł tuż przy mnie, nie tracąc mnie ani na chwilę z oka, i zawsze w razie potrzeby przybiegał do mnie z pożądana pomocą; sam do-
Strona:Juliusz Verne - Podróż do środka Ziemi.djvu/138
Ta strona została skorygowana.
— 128 —