asfaltowych, genelitów, fangasitów, molibdanów ołowiu, tungstanów manganezu i tytanjanów cyrkony.
Zresztą, miasto całe znało doskonale tę drobną ułomność mojego stryja, a słuchacze jego z góry wiedzieli w którem miejscu szanowny professor zapomni języka w ustach; czekali na to, śmieli się z jego kłopotu i przyprowadzali go przez to do największej passyi, co nawet na Niemców, wcale jest nieprzyzwoite.
Jeżeli więc był zawsze napływ słuchaczy na lekcyjach Lindenbrocka, jakżeż pilnie uczęszczali na nie ci, którzy przychodzili na nie głównie w celu naśmiania się z gniewów professora.
Cokolwiekbądź, przyznać jednak potrzeba koniecznie, że stryj mój był prawdziwie uczonym człowiekiem. Prawda, że często niszczył i łamał swe okazy, nieuważnie i niecierpliwie ich probując, przy tem wszystkiem jednak był i genijalnym geologiem, i wybornym a wprawnym mineralogiem. Mając przed sobą młotek, sztyft stalowy, igłę magnesową, metalową dmuchawkę i flaszeczkę z kwasem saletrzanym, był co się nazywa w swoim żywiole. Minerał każdy z łomliwści jego, z twardości, z pozoru, z topliwości lub zapachu, rozpoznawał od razu i bez wahania zaliczał do jednego z sześciuset znanych dotąd nauce rodzajów.
Strona:Juliusz Verne - Podróż do środka Ziemi.djvu/14
Ta strona została uwierzytelniona.
— 4 —