częsty na Ialandyi, mianowicie gdy wiatr dmie od strony lodowisk, w krajowym języku zowie się mistouri.
— Hastigt, hastigit — wołał przewodnik.
Nie rozumiejąc nawet po duńsku, domyśliłem się że Hans wzywa nas, abyśmy za nim podążali co prędzej, sam zaś pospiesznie okrążał ostrokrąg krateru, liczne robiąc gzygzaki, widocznie dla ułatwienia biegu. Wkrótce słup rozbił się o górę, która się zatrzęsła, a grad kamieni posypał się nagle jak przy wybuchu wulkanicznym. Bogu dzięki, byliśmy już po przeciwnej stronie — żadne nie groziło nam niebezpieczeństwo; gdyby nie ostrożność naszego przewodnika, to ciała nasze zmiażdżone, rozszarpane w drobne cząstki byłyby upadły gdzieś daleko jak jakiś nieznany meteor.
Hans twierdził, że nie bardzo jest bezpiecznie noc przepędzić w tem miejscu — posunęliśmy się przeto jeszcze naprzód; przejście pozostałych tysiąca pięciuset stóp zajęło blizko pięć godzin czasu, a kołując w różne gzygzaki nadłożyliśmy przeszło trzy mil (lieues) drogi. Nie byłem w stanie iść dalej, upadałem pod brzemieniem zimna i głodu; rozrzedzone nieco powietrze, nie wystarczało dla płuc moich wyczerpniętych.
Nareszcie, wśród najgłębszej ciemności, omackiem prawie doszliśmy do wierzchołka Sneffelsu
Strona:Juliusz Verne - Podróż do środka Ziemi.djvu/141
Ta strona została przepisana.