— Ależ do licha — zawołał stryj — teraz się już boisz, a cóż to będzie później? przecieżeśmy ani na cal jeszcze nie weszli do wnętrza ziemi.
— Nie rozumiem tego stryju.
— Chcę powiedzieć, że dostaliśmy się dopiero do gruntu wyspy. Ta długa prostopadła rura wznosząca się ponad naszemi głowami, końcem swym dochodzi zaledwie do poziomu morza.
— Jestżeś tego stryju pewnym?
— Aż nadto pewnym; spójrz na barometr, on ci tę prawdę potwierdzi.
Rzeczywiście, w miarę naszego zapuszczania się w głąb krateru, rtęć w barometrze szła w górę i zatrzymała się na dwudziestu dziewięciu calach.
— Widzisz — rzekł profesor — mamy tu ciśnienie jednej zaledwie atmosfery i radbym abyśmy jak najprędzej potrzebowali barometr manometrem zastąpić.
— Ależ — powiedziałem — grozi nam jeszcze jedno niebezpieczeństwo, że gdy to ciśnienie powietrza zwiększać się będzie stopniowo, to nareszcie trudno je będzie wytrzymać.
— Nie obawiaj się tego. Będziemy się zapuszczać po maleńku, a tak, płuca nasze przyzwyczają się z łatwością do oddychania w atmosferze ścieśnionej.
Żeglarze powietrzni (aeronauci) uskarżają się na brak powietrza w warstwach wyższych, my będziemy go mieli może zanadto. W tym razie wolę
Strona:Juliusz Verne - Podróż do środka Ziemi.djvu/160
Ta strona została przepisana.