żenie robiły mnie ociężałym i do wszelkiego myślenia niezdatnym. Siedm godzin ciągłej podróży tak mnie wyczerpnęły, że z sił zupełnie opadłem.
Hans na ułamku skały rozłożył nasze zapasy śpiżarniane, a każdy z nas wziął się ochoczo do posiłku. Martwiło mnie jednak, ze nasz skromny zapas wody był już do połowy prawie zredukowany; bo choć stryj liczył wprawdzie na źródła podziemne, to jednak dotąd ani jednego nigdzie nie napotkaliśmy. Raz jeszcze zwróciłem na ten przedmiot jego uwagę.
— Jakto — rzekł — tak cię bardzo zadziwia ta nieobecność źródeł?
— Naturalnie — odpowiedziałem — i zadziwia i niepokoi, bo już wody mamy tylko na pięć dni zaledwie.
— Bądź spokojny Axelu, wody znajdziemy więcej jeszcze niż potrzeba.
— Kiedy?
— Wtedy gdy wyjdziemy z tej lawinowej powłoki; gdzież chcesz aby źródła tryskały z tych twardych opok?
— Lecz może ta powłoka Bóg wie do jakiej rozciąga się głębokości, a zdaje mi się, że dotąd nie wiele przestrzeni uszliśmy w kierunku poziomym.
— Zkądżeto o tem wnosisz?
— Bo gdybyśmy się już więcej zapuścili wewnątrz skorupy ziemskiej, gorąco byłoby daleko większe.
Strona:Juliusz Verne - Podróż do środka Ziemi.djvu/165
Ta strona została przepisana.