położenie to, około godziny dziesiątej stało się tak wyraźne, że zmęczony zupełnie, musiałem zwolnić kroku.
— Cóżto Axelu, ustajesz? — zapytał niecierpliwie profesor.
— Nie mam już siły kochany stryju.
— Jakto? po trzech godzinach spaceru, po drodze tak łatwej.
— Łatwej? być może, ale męczącej.
— Przecież ciągle tylko na dół schodzimy.
— Przeciwnie, zdaje mi się że pod górę idziemy.
— Pod górę? — rzekł stryj, wzruszając ramionami.
— Bezwątpienia. Od pół godziny już przeszło, pochyłość zmniejsza się widocznie i jeśli tak dalej będzie, to niezawodnie powrócimy na grunt Islandyi.
Profesor poruszył głową, jak człowiek który nie chce być przekonanym. Chciałem dalej prowadzić rozmowę, lecz stryj nie odpowiedział mi i dał znak do wyruszenia w dalszą drogę. Na twarzy jego widocznym był gniew i silne rozdrażnienie.
Z odwagą i rezygnacyją wziąłem na plecy mój tłumoczek i jak mogłem podążałem, aby nie zostać w tyle; drżałem na samą myśl zabłąkania się w głębinach tego labiryntu.
Zresztą, chociaż droga pod górę była przykrzejszą, ale za to pocieszała mnie myśl, że tym sposo-
Strona:Juliusz Verne - Podróż do środka Ziemi.djvu/171
Ta strona została przepisana.