Widziałem, że dawny stryj wraca w rozjątrzonenego profesora; nie chcąc go zatem drażnić dłużej, wolałem zamilknąć.
— Teraz — rzekł stryj po chwili — zobacz co pokazuje manometr.
— Znaczne ciśnienie.
— Dobrze. Widzisz jednak, że spuszczając się powoli, przywykamy nieznacznie do tej zgęszczonej atmosfery i znosimy ją bez szkody dla zdrowia.
— A ból w uszach, jaki cierpimy?
— To nic, to bagatela, której pozbędziesz się z łatwością, wciągając gwałtownie do płuc świeże z zewnątrz powietrze.
— Być może — odpowiedziałem, chcąc już skończyć rozmowę i nie sprzeciwiać się stryjowi. — Ja nawet doznaję pewnego rodzaju przyjemności z przebywania w tej atmosferze zgęszczonej. Czy uważasz stryju, z jakiem się tu głos rozlega natężeniem.
— Zapewne, głuchy by tu nawet mógł usłyszeć wszystkie dźwięki.
— I powietrze jak sądzę coraz gęstszem stawać się będzie.
— Zapewne, przynajmniej tak się zdaje według prawa, niedostatecznie jeszcze określonego; prawda, że i natężenie ciężkości zmniejszy się w miarę jak niżej schodzić będziemy. Wiesz zapewne, że na powierzchni ciężkość najwięcej czuć się daje, a
Strona:Juliusz Verne - Podróż do środka Ziemi.djvu/213
Ta strona została przepisana.