Przysłuchiwałem się na nowo, i tym razem, o tak! tym razem pochwyciłem imię moje, bardzo wyraźnie wymówione!
Wymawiał je profesor Lidenbrock, rozpoznałem głos jego: rozmawiał on z przewodnikiem, a wyraz förlorad był oczywiście duńskim wyrazem.
Wtedy zrozumiałem wszystko. Chcąc żeby mnie usłyszeli, musiałem głos puszczać po ścianie, która dla niego będzie takim przewodnikiem, jak drut żelazny dla elektryczności.
Lecz nie było czasu do stracenia, bo gdyby towarzysze moi oddalili się o kilka kroków, jużby mogło zniknąć to zjawisko akustyczne. Zbliżyłem się więc do ściany i jak można najwyraźniej wymówiłem te słowa:
— Mój stryj Lidenbrock!
Czekałem z biciem serca. Głos widać nie miał zbytniej szybkości, nawet gęstość powietrza nie zwiększała jego prędkości, tylko mu nadawała większe natężenie. Po kilku sekundach, które mi się kilkoma wydały wiekami, usłyszałem nareszcie te wyrazy:
— Axelu, Axelu! czy to ty jesteś?
............
— Tak, tak — odpowiedziałem.
............
— Biedny mój chłopcze, gdzież ty jesteś?
............
Strona:Juliusz Verne - Podróż do środka Ziemi.djvu/230
Ta strona została skorygowana.
— 220 —