Ponieważ głos stryja z taką łatwością dochodził do mnie, widoczną więc było rzeczą, że żadna pomiędzy nami nie stoi przeszkoda i że z łatwością połączyć się mogę z moimi towarzyszami, jeśli mi tylko sił starczy na odbycie tej drogi.
Zacząłem tedy iść, albo raczej wlec się, lecz pochyłość drogi była tak znaczna, że musiałem zacząć się zsuwać.
Wkrótce gwałtowność spadku powiększyła się ogromnie, droga moja przerażający zaczęła przybierać charakter i prawdziwe groziło mi niebezpieczeństwo. Nie miałem siły zatrzymać się, zacząłem spadać jak przedmiot zupełnie martwy.
Niedługo gruntu mi nie stało. Stoczyłem się po pionowej prawie spadzistości, w jakąś przepaść niezgłębioną; w czasie tego głową uderzyłem gdzieś o skałę i utraciłem całkowicie przytomność.
Co dalej było? — nie wiem!
Strona:Juliusz Verne - Podróż do środka Ziemi.djvu/235
Ta strona została skorygowana.
— 216 —