Strona:Juliusz Verne - Podróż do środka Ziemi.djvu/236

Ta strona została przepisana.
XXIX.

Powróciwszy do przytomności, spostrzegłem żeznajduję się w jakiemś napół ciemnem miejscu; złożony na miękkiem posłaniu z kołder. Stryj siedział przy mnie, śledząc bacznie resztek uciekającego już prawie życia. Gdym pierwszy raz odetchnął, porwał mnie za rękę; gdym oczy otworzył, wydał krzyk radości.
— Żyje! żyje! — zawołał — Bogu niech będą dzięki!
— Żyję, mój stryju — rzekłem słabym głosem.
— Dziecię moje najdroższe! żyjesz! — mówił wzruszony — żyjesz!... i przyciskał mnie do piersi.
Oczy moje łez były pełne, serce żywiej mi bić poczęło! Ah mój Boże! nigdym się nie spodziewał takich dowodów miłości od profesora Lidenbrocka, którego miałem za istotę bez serca i uczucia.