— Radbym cię o coś zapytać, stryju. Mówisz, że jestem zdrów i bezpieczny?
— Tak jest, bezwątpienia!
— Wszystkie członki nienaruszone?
— Najniezawodniej.
— A moja głowa?
— Twoja głowa, oberwała wprawdzie kika porządnych guzów, ale dotąd wybornie siedzi na karku.
— Otóż lękam się, czy mózg mój nie został naruszony.
— Naruszony?
— Tak. Tośmy jeszcze nie wrócili na powierzchnię ziemi?
— A nie!
— To chyba ja muszę być waryatem; boć przecie widzę wyraźnie światło dzienne, słyszę świst wiatru i szum bałwaniącej się wody morskiej.
— Ah! czy tylko dla tego masz być waryatem?
— Więc mi wytłomacz stryju....
— Nic ci tłomaczyć nie będę, bo to się wyjaśnić nie da; ale wkrótce zobaczysz i zrozumiesz, że nauka geologii nie wypowiedziała nam jeszcze ostatniego swego słowa.
— Wyjdźmyż ztąd coprędzej — rzekłem podnosząc się niecierpliwie.
— Nie. Axelu, nie! powietrze mogłoby ci zaszkodzić.
Strona:Juliusz Verne - Podróż do środka Ziemi.djvu/240
Ta strona została skorygowana.