— Powietrze?
— Tak, wiatr jest silny, nie mogę cię jeszcze narażać; jesteś mocno osłabiony.
— Ależ zapewniam cię stryju, że jestem zdrów zupełnie.
— Cierpliwości mój chłopcze, cierpliwości. Gdybyś wpadł w recydywę, narobiłbyś nam ciężkiego kłopotu, a drogę jeszcze nie małą możemy mieć przed sobą.
— Czy tak?
— Tak, tak mój drogi! wypocznij sobie przez dziś, bo jutro siadamy na statek.
— Na statek!
Na tę wiadomość poskoczyłem z radości.
Wsiąść na statek!... więc mamy rzekę, jezioro, morze — słowem, mamy przed sobą jakąś przestrzeń wody i statek czekający, gotowy nas przyjąć na siebie!...
Ciekawość moja była, zaostrzona do najwyższego stopnia. Stryj usiłował mnie powstrzymać, lecz w końcu ustąpił, widząc że mniej mi szkody przyniesie zaspokojenie mych życzeń, aniżeli sama niecierpliwość.
Ubrałem się naprędce; dla wszelkiego bezpieczeństwa owinąłem się dobrze w dużą wełnianą kołdrę i wyszedłem z groty.
Strona:Juliusz Verne - Podróż do środka Ziemi.djvu/241
Ta strona została skorygowana.