związaną tratwę z belek jakiegoś szczególnego, nieznanego mi drzewa; a przytem na piasku tyle rozrzuconych przyborów, że doprawdy byłoby z czegu zbudować całą marynarkę.
— Mój stryju — zapytałem — jakieto drzewo?
— Jest tu jodła, sosna, brzoza i wszystkie gatunki iglastych drzew Północy, skamieniałych pod wpływem wody morskiej.
— Czy być może?
— To jest właśnie co nazywają surtarbrandur, czyli drzewo skamieniałe.
— Ależ w takim razie musi ono jak lignity posiadać twardość kamienia, a przeto nie może pływać po wodzie.
— I to się zdarza niekiedy; niektóre z tych drzew zamieniły się w prawdziwe antracyty, lecz inne zato, jak te oto naprzykład, w części dopiero uległy przekształceniu się w skamieniałość. Patrz — mówił rzucając na wodę spory kawał drzewa, które zniknąwszy na chwilę, wypłynęło wkrótce i pływało swobodnie po przezroczystej powierzchni morza — czy jesteś już przekonanym?
— Tak, jestem nadewszystko przekonanym, że to jest trudne do uwierzeuia.
Nazajutrz wieczorem, dzięki zręczności naszego przewodnika, tratwa w zupełności była wykończoną; miała ona dziesięć stóp długości a pięć szero-
Strona:Juliusz Verne - Podróż do środka Ziemi.djvu/259
Ta strona została przepisana.