— Ah, mój stryju!... chciałem ci inne zaproponować imię.....
— Jakież naprzykład?
— Graüben! — wybąknąłem — port Graüben! to wcale nie źle będzie wyglądało na mappie.
— Niechże będzie port Graüben.
Takimto sposobem, wspomnienie mojej drogiej narzeczonej związało się z naszą wyprawą awanturniczą.
Wiatr północno-wschodni mieliśmy z tyłu; posuwaliśmy się naprzód z nadzwyczajną szybkością.
Bardzo gęste warstwy atmosfery, silne wywierały parcie na żagiel. Po upływie godziny, stryj zaczął obliczać szybkość z jaką płyniemy.
— Jeśli tak dalej będzie — rzekł — to będziemy mogli robić, najmniej po trzydzieści mil na dobę i wkrótce dostaniemy się do brzegu przeciwnego.
Nic na to nie odpowiedziałam, posunąłem się tylko na przód tratwy. Już straciliśmy z oczu brzeg północny; widziałem tylko ogromną przestrzeń wody, odbijającej ponury cień gęstych chmur nad nią zwieszonych. Srebrny promień światła elektrycznego odbity tu i owdzie w kropelkach wody, rzucał blade światełko na brzegi naszego statku. Nie chciałem wierzyć w złowieszcze oznaki, a jednak musiałem mówić sam do siebie.
„Otóż i będziemy mieli burzę!”
Strona:Juliusz Verne - Podróż do środka Ziemi.djvu/262
Ta strona została przepisana.