Strona:Juliusz Verne - Podróż do środka Ziemi.djvu/264

Ta strona została skorygowana.
— 254 —

W chwili opuszczania portu Graüben, profesor Lidenbrock polecił mi utrzymywać dziennik do notowania najdrobniejszych obserwacyj, zjawisk interesujących, kierunku wiatru, szybkości posuwania się tratwy, drogi przebytej i wszelkich szczegółów dotyczących naszej dziwacznej podróży.
Poprzestanę więc na powtórzeniu tutaj owych notat codziennych, dyktowanych przez wypadki; one dadzą dokładny obraz naszego życia.
Piątek; 14 sierpnia. Wiatr równy północno-zachodni. Statek posuwa się z szybkością i w linii prostej. Brzeg został trzydzieści mil za nami; na horyzoncie cisza. Natężenie światła jednostajne. Pogoda piękna, co znaczy, że chmury wysoko są wzniesione, niezbyt gęste i skąpane w atmosferze białej, jak srebro stopione.
Termometr: + 32° (Celsiusza).
Około południa Hans urządził wędkę, przywiązując spory haczyk do grubego sznurka; na przynętę założył kawałek mięsa i zarzucił w morze. Przez dwie godziny wędka pływała spokojnie, jakby w wodzie żadne nie mieszkały istoty; nareszcie sznur mocniej się poruszył, pływaczka zadrżała, — Hans wyciągnął wędkę na końcu której silnie trzepotała się ryba.
— Ryba! — zawołał pan Lidenbrock.
— To jesiotr — rzekłem z radością. — jesiotr, ale nie duży.