mienia się na masę gazową rozpaloną do białości, wielką i świetną jak słońce.
W środku tej gromady chmur miljon czterykroć sto tysięcy razy większej niż kula którą ma uformować kiedyś, wciągnięty jestem w przestrzeń planetarną; ciało moje ulatnia się i jako nieważki atomek ginie w ogromie pary, która w nieskończonej przestrzeni znaczy swą drogę płomienistą.
Dziwne marzenie! dokądże mnie ono doprowadzi? Zgorączkowany, drżącą ręką rzucam na papier te wrażenia i osobliwe szczegóły. Zapomniałem o profesorze, o Hansie, o tratwie, o wszystkiem!..... Hallucynacya całym moim zawładnęła umysłem.
— Co ci jest Axelu? — zapytał stryj.
Zwróciłem na niego otwarte oczy, nie widząc nic przed sobą.
— Axelu! — powtórzył stryj — Axelu bądź ostrożnym.... możesz wpaść w morze.
I rzeczywiście byłoby się tak stało, gdyby nie przytomność umysłu Islandczyka, silną dłonią w pomoc mi przychodzącego.
— Czy on zwaryjował? — zapytał profesor.
— Co to jest? — rzekłem nareszcie przychodząc nieco do siebie.
— Czyś ty nie chory Axelu?
Strona:Juliusz Verne - Podróż do środka Ziemi.djvu/269
Ta strona została przepisana.