Strona:Juliusz Verne - Podróż do środka Ziemi.djvu/273

Ta strona została przepisana.

wody? Czy ją przebywał? Czy strumyk któryśmy wzięli za przewodnika, nie zmylił nam zupełnie drogi?
— W każdym razie nie mamy czego żałować, żeśmy tu przybyli. Widok ten jest wspaniały i...
— Mniejsza o widok! wytknąłem sobie cel i do niego dążę; więc nie gadaj mi o podziwianiu pięknych widoków.
Zamilkłem, dozwalając profesorowi gryźć sobie wargi z niecierpliwości. O szóstej wieczorem Hans zażądał swych trzech rixdalerów, które mu wypłacone zostały.
Niedziela, 16-go sierpnia. Nic nowego. Pogoda wciąż jednakowa. Przyjemny wietrzyk odświeża powietrze. Po obudzeniu się najprzód sprawdziłem stopień natężenia światła. Ciągle się obawiam, aby zjawisko elektryczne nie zaciemniło się, a następnie całkiem nie zgasło. Dotąd żadnej niema zmiany: cień tratwy czysto rysuje się na powierzchni wody.
Rzeczywiście to morze jest nieskończone; zdaje się, że szerokość jego wyrównywa szerokości morza Śródziemnego, a może nawet i Atlantyku.
Stryj powielekroć zapuszczał sondę; kij ciężko okuty przywiązany do sznura, zanurzał na dwieście węzłów, lecz nie znalazł nigdzie gruntu.
Zastanawiało mnie to bardzo, że z trudnością przychodziło nam wyciągnąć sondę z wody, a gdyśmy