A jednak ślady potężnych zębów widzę wyryte na tem żelazie, a z kształtu ukąszenia wnosić mogę, że są stożkowate, jak zęby krokodyla.
Z obawą zwróciłem oczy na morze, lękając się ujrzeć rzucającego się na nas jednego z owych strasznych mieszkańców jaskiń podmorskich.
— Niech licho weźmie — rzekłem sam do siebie — szalony pomysł stryja, że mu się zachciało sondować te wody. Zaniepokoił jakieś zwierzę morskie, które co chwila może nas napaść w podróży, a wtedy....
Machinalnie obejrzałem broń, chcąc się upewnić czy w dobrym jest stanie. Stryj dostrzegł to i gestem pochwalił mą przezorność.
Na powierzchni wody spostrzegać się dawały coraz silniejsze poruszenia, jakby pochodzące ze wzburzenia warstw spodnich. Niebezpieczeństwo jest blizkie. Miejmy się na baczności!
Wtorek, 18-go sierpnia. Nadszedł wieczór, albo raczej chwila w której sen zaczyna osiadać nam na powiekach, bo nocy właściwie niema na tym oceanie, i nieubłagane światło trudzi uporczywie nasze oczy, jak gdybyśmy żeglowali pod słońcem mórz podbiegunowych. Hans poszedł do rudla z kolei, ja tymczasem trochę zasnąłem.
We dwie godzin później rozbudziło mnie gwałtowne wstrząśnienie. Tratwa została podniesioną.
Strona:Juliusz Verne - Podróż do środka Ziemi.djvu/276
Ta strona została skorygowana.
— 266 —