Strona:Juliusz Verne - Podróż do środka Ziemi.djvu/278

Ta strona została skorygowana.
— 268 —

długiego na jakie stóp trzydzieści, który wznosił po nad wodę swój łeb ogromny.
Ani podobieństwo uciec. Gady się zbliżają do nas i okrążają tratwę z szybkością nadzwyczajną, zataczając i ze wszech stron koła współśrodkowe. Porwałem za karabin. Lecz cóż kula może zaszkodzić łusce, jaką ciało tych zwierząt jest pokryte?
Oniemieliśmy z przestrachu. Już się zbliżają! z jednej strony krokodyl, wąż z drugiej; reszta potworów znikła. Chciałem dać ognia, ale mnie Hans powstrzymał znakiem. Oba olbrzymy mijają nasz statek w odległości najmniej pięćdziesięciu sążni, rzucają się jeden na drugiego i nie spostrzegają nas zaślepieni wściekłością.
O sto sążni od naszej tratwy, walka się rozpoczyna.
Lecz w tejże chwili zdawało mi się, że i inne zwierzęta przyszły brać udział w walce: delfin, wieloryb, żółw i jaszczurka. Widzę ich co chwila i pokazuję Islandczykowi; ten potrząsa głową, przecząc.
Tva — wyszeptał półgłosem.
— Co! dwa? On twierdzi że tylko dwa....
— Ma słuszność — rzekł stryj, patrząc wciąż przez lunetę.
— Czy być może!
— Tak jest! pierwszy z tych zwierząt ma pysk delfina, głowę jaszczurki a zęby krokodyla, i to nas