— Czyżby znowu jaki potwór morski?
— Być może!
— A więc zwróćmy się bardziej na zachód, bo przecież nie wypada nam się narażać na powtórne spotkanie z przedpotopowemi mieszkańcami tego oceanu.
— Płyńmy naprzód! — odpowiedział stryj.
Zwracam się do Hansa — ten niewzruszony stoi pilnując swego rudla.
Jednakże, jeśli z odległości w jakiej się znajdujemy od tego potwora, a którą możnaby oznaczyć przynajmniej na mil dwanaście, tak wyraźnie widzimy słup wody wyrzucanej przez jego otwory nozdrzowe, to wnosić wypada, że on sam musi być wielkości nadzwyczajnej. Uciekać, byłoby to postąpić według praw najzdrowszej logiki i przezorności. Ależ prawda — myśmy nie po to przybyli tutaj, aby składać dowody rozsądku i przezorności!
Płyniemy więc naprzód. Im bliżej, tem słup wody staje się większym. Cóżto za potwór fatalny może w siebie nabierać tak ogromny zapas wody, i wciąż go w górę wyrzucać!....
O godzinie ósmej wieczorem byliśmy już tylko o dwie mile od potwora oddaleni; cielsko jego czarne i ogromne, jak wysepka jaka sterczy na morzu — a długość zdaje się dosięgać tysiąca sążni. Cóżto więc a wieloryb, którego nie prze-
Strona:Juliusz Verne - Podróż do środka Ziemi.djvu/285
Ta strona została skorygowana.
— 275 —