szonych mieliśmy jeszcze zapas na cztery przynajmniej miesiące wystarczający.
— Cztery miesiące! — zawołał profesor — mamy czas dokończyć naszej podróży i powrócić z niej; a nawet jeszcze z resztek pozostanie tyle, że będę miał czem ufetować moich kolegów z Johannaeum.
Powinienem się był już dawno przyzwyczaić do temperamentu mego stryja, a jednak przyznam że zadziwiał mnie ciągle ten człowiek.
— Teraz — rzekł — po tak długich i obfitych deszczach, możemy odświeżyć nasz zapas wody, a przeto już i o pragnienie jesteśmy spokojni. Co zaś do tratwy, tę każę naprawić Hansowi, choć zdaje mi się że nie będzie nam już potrzebną.
— Jak to rozumiesz stryju?
— Jestto moja tajemnica, kochany Axelu. Sądzę że nie wrócimy tą drogą, którą tu doszliśmy.
Patrzałem na profesora z niedowierzaniem, zapytując sam siebie, czy nie zwaryjował czasem ten biedny zagorzalec. A jednak, on sam nie domyślał się, że mówi prawdę.
— Chodźmy na śniadanie — rzekł profesor.
Poszedłem za nim na wyniosły przylądek, gdzie na posiłek podano nam trochę mięsa zasuszonego, sucharów i herbaty; dla mnie stanowiło to wspaniałą ucztę, albowiem głód, świeże powietrze i wzruszenia przebyte, dawny we mnie rozbudziły apetyt.
Strona:Juliusz Verne - Podróż do środka Ziemi.djvu/304
Ta strona została skorygowana.
— 294 —