— Jeszcze dwie. Jedna!.... Zapadnij się góro granitowa!
Co się dalej stało? — Nie wiem! zdaje mi się nawet że nie słyszałem żadnego huku. Lecz nagle w oczach moich zmieniła się forma skał, rozsuniętych jak lekka zasłona; dostrzegłem jakąś przepaść niezmierzoną, w którą wzburzony ocean zaczął wlewać się z szumem gwałtownym.
Statek nasz podskakiwał jak piłka ręką chłopięcia rzucana. Wszyscy trzej przewróciliśmy się na tratwę, światło znikło — ponura noc ze wszech stron nas otoczyła. Czułem że tratwie naszej zaczyna brakować stałego oparcia, jakby co chwilę zatonąć miała. Chciałem mówić do stryja, lecz szum bałwanów nie dopuszczał do niego słów moich.
Pomimo ciemności, hałasu, zdziwienia i wzruszenia, zrozumiałem co zaszło.
Poza skałą wysadzoną była przepaść. Eksplozya spowodowała trzęsienie ziemi w tym gruncie poprzerzynanym licznemi rozpadlinami i straszna przepaść otwarła się przed nami, a morze w potok zmienione, ciągnęło nas tam gwałtownie!
Straszne groziło nam niebezpieczeństwo. Tak przeszła godzina, i druga, i niewiem wiele już czasu. Skupieni trzymaliśmy się wzajem za ręce, aby nie zostać w morze wyrzuconymi, tem więcej, że tratwa i często i gwałtownie o ściany skał uderzała. Zauważyłem jednak, że galerya widocznie sta-
Strona:Juliusz Verne - Podróż do środka Ziemi.djvu/327
Ta strona została uwierzytelniona.
— 317 —