od wiatru, obawiając się, aby nas me udusiła gwałtowność pędu, żadną siłą ludzką niepohamowanego.
Tak długie upływały godziny, i dopiero wypadek niespodziany zmienił nasze położenie.
Chcąc uporządkować nasz ładunek, spostrzegłem że brakowało bardzo wielu przedmiotów, które znikły w chwili eksplozyi, gdy statek nasz zupełnie się przechylił. Starałem się poznać zapasy jakie jeszcze mamy do rozporządzenia, i z latarnią w ręku rozpocząłem ścisły przegląd rzeczy oszczędzonych przez burzę. Z narzędzi pozostała nam bussola i chronometr. Sznurów i lin mieliśmy tyle tylko, ile ich było okręconych przy spodzie masztu; zresztą wszystko zatonęło, wszystko... nawet cały zapas żywności.
Przeszukałem troskliwie wszystkie szpary i szczeliny, lecz cała ta rewizya doprowadziła mnie jedynie do znalezienia niewielkiego kawałka suchego mięsa i kilku sucharów.
Z osłupieniem patrzyłem na mych towarzyszy, nie mogąc pojąć, nie chcąc dać wiary tej okropnej prawdzie. Lecz jakże śmieszne było troszczenie się moje o żywność w tej chwili; gdy niepewni byliśmy życia i nieświadomi losów naszych? I czegoż obawiać się męczarni głodu, gdy śmierć pod tylu innemi kształtami groziła nam na każdym kroku? A czyż mielibyśmy czas umrzeć z głodu?
Strona:Juliusz Verne - Podróż do środka Ziemi.djvu/329
Ta strona została przepisana.