Ta strona została przepisana.
wiał krzesła; przewracał i układał napowrót książki, bawił się swemi szacownemi geodami wyrzucając je w górę i chwytając w powietrzu, bębnił palcami po wszystkich sprzętach; sądziłem przez chwilę, że rozum utraci. Aż nareszcie, uspokojony nieco, padł osłabiony na swój przestronny fotel.
— Która godzina — spytał po chwili milczenia.
— Trzecia — odpowiedziałem.
— Patrzcie to już i pora obiadowa przeminęła; jeść mi się chce okropnie; siadajmy prędko do stołu; a potem...
— A potem? — spytałem.
— Potem zapakujesz moje rzeczy.
— Jakto — zawołałem.
— I twoje także — dorzucił nielitościwie profesor, wchodząc do jadalnego pokoju.