Chwiałem się pomiędzy tysiącem sprzecznych ze sobą hypotez, nie mogąc ani na chwilę przylgnąć do żadnej z nich.
Może pod wpływem wymowy stryja zdołałbym się zapalić do tego przedsięwzięcia, ale to gdybyśmy mieli jechać zaraz, natychmiast; czułem że czas i rozwaga studzą we mnie zapał — i rzeczywiście, w godzinę potem ochłodłem zupełnie i z chwilowych marzeń po głębinach świata podziemnego, wróciłem do rzeczywistości... na ziemię...
— Ależ to głupstwo — krzyknąłem — w tem niema sensu za trzy grosze; propozycyja nie warta człowieka jak ja rozsądnego. Jest to czysta mrzonka, która mi się we śnie chyba ukazać mogła.
Tak zadumany przeszedłem miasto całe, a minąwszy port zwróciłem się na drogę do Altony wiodącą. Jakieś przeczucie wiodło mnie w tę stronę.... wkrótce spostrzegłem moją drogą Graüben, która lekką nóżką podążała do Hamburga.
— Graüben! — zawołałem na nią z daleka.
Dziewczynka stanęła zmięszana, słysząc swe imię tak głośno wymówione na publicznej drodze.
Podskoczyłem do niej.
— Ah! to ty Axelu! wyszedłeś na moje spotkanie... tak się nie robi mój panie.... — lecz spostrzegłszy zakłopotanie w mej twarzy, nagle zmieniła ton rozmowy, a podając mi rękę spytała z niepokojem:
— Co tobie jest?
Strona:Juliusz Verne - Podróż do środka Ziemi.djvu/62
Ta strona została przepisana.