Profesor niecierpliwił się widocznie na zbyt powolny bieg lokomotywy. Para za słabym i za powolnym jeszcze dla niego była motorem. Tak siedzieliśmy długo nic do siebie nie mówiąc. Stryj starannie przejrzał raz jeszcze wszystkie swoje kieszenie i wypakowaną różnemi drobiazgami torbę podróżną. Zadowolenie panujące na jego twarzy przy tej czynności, dowodnie przekonywało mnie, że nic mu nie brak do spełnienia wielkich jego zamiarów.
Pomiędzy wielu inne mi rzeczami, profesor ściskał w kieszeni, starannie złożony arkusz papieru, noszący nagłówek konsulatu duńskiego, z podpisem pana Chistiensen konsula w Hamburgu i osobistego przyjaciela mego stryja. Pismo to miało nam w Kopenhadze ułatwić otrzymanie listów polecających do gubernatora Islandyi.
Dostrzegłem także i ów sławny dokument Saknussemma, zakopany w najtajniejszą skrytkę ogromnego pugilaresu. Przeklinałem go w głębi duszy, lecz jednocześnie dla rozrywki przypatrywałem się pilnie okolicy, przez którą przejeżdżaliśmy. W ogóle kraj nieciekawy. Długi szereg płaszczyzn jednostajnych, błotnistych i dość żyznych. Nic miałem jednak czasu znudzić się tą jednostojnością widoku, bo w trzy godziny od chwili naszego wyjazdu, pociąg zatrzymał się w Kiel, od którego już tylko dwa kroki do morza.
Strona:Juliusz Verne - Podróż do środka Ziemi.djvu/72
Ta strona została przepisana.