zwykle zapłacić za podróż; lecz na to nie zważaliśmy wcale.
Kapitan Bjarne zgarnąwszy do kieszeni ładną sumkę, zapowiedział nam odjazd na siódmą godzinę ranną we wtorek. Podziękowawszy panu Thomson za dobroć jego i trudy i powróciliśmy do hotelu pod Fenixem.
— Bogu dzięki dobrze idzie, wybornie idzie — powtarzał stryj zacierając ręce z radością. Co za szczęśliwe zdarzenie, żeśmy trafili na statek odpływający! Teraz zjedzmy śniadanie i chodźmy zwiedzić miasto.
Udaliśmy się na Kongens-Nye-Torw, obszerny lecz nieforemny plac, na którym stoi szyldwach i dwie wycelowane, ale nikogo nie zastraszające armaty. Niedaleko ztamtąd, w domu oznaczonym Nr. 5, była „Restauracya francuzka” — którą utrzymywał kucharz niejaki Vincent; znaleźliśmy tam posiłek dostateczny, za skromną opłatą czterech marek od osoby (około 4½ złotego).
Potem, z dziecięcą prawie radością zacząłem przebiegać miasto; stryj dość chętnie mi towarzyszył, nie wiele wprawdzie zwracając uwagi na otaczające go przedmioty. Ja, z ciekawością zapalonego turysty oglądałem skromny pałacyk królewski; piękny most rzucony na kanale przed samem
Strona:Juliusz Verne - Podróż do środka Ziemi.djvu/77
Ta strona została przepisana.