i wielce nam później użytecznego człowieka, p.
Fridriksson profesora nauk przyrodzonych przy miejscowej szkole w Rejkjawik. Uczony ten a bardziej skromny człowiek, mówił tylko po islandzku i po łacinie; do mnie odezwał się mową Horacego i od razu sercem całem przylgnąłem do tej jedynej istoty, z która w całej Islandyi rozmówić się mogłem.
Zajmując sam trzy pokoje, dwa z nich nam chętnie ofiarował; i rzeczywiście rozpakowaliśmy się w nich z całemi naszemi bagażami, których objętość i mnogość niepomału intrygowała spokojnych mieszkańców Rejkjawiku.
— A cóż Axelu — rzekł stryj zacierając ręce z radością — dobrze idzie mój chłopcze, dobrze idzie! największe trudności już są usunięte i załatwione.
— Jakie największe trudności? — spytałem zdziwiony.
— A tak, największe!... bezwątpienia, bo już nam tylko pozostaje spuścić się do krateru.
— Tak biorąc rzeczy, masz słuszność stryju; tylko że spuściwszy się, trzeba będzie kiedyś wyjść stamtąd znowu na wierzch.
— Oh! to mnie bynajmniej nie kłopocze! Ale nie mamy czasu do stracenia. Muszę iść najprzód do biblijoteki, może się tam znajdzie jeszcze jaki rę-
Strona:Juliusz Verne - Podróż do środka Ziemi.djvu/87
Ta strona została przepisana.