Strona:Juliusz Verne - Promień zielony i dziesięć godzin polowania.djvu/105

Ta strona została przepisana.

nabytym ruchem, o wiele przeszła dalej od zakreślonego do gry placu.
Istotnie był to rzut fatalny!
W tem właśnie miejscu siedział jakiś młody artysta, zajęty rysowaniem krajobrazu okolicy. Kula odbita uderzyła wprost w płótno rozciągnięte na stalugach, zamazała zupełnie tło już pociągnięte farbą i wreszcie przewróciła i same stalugi.
Malarz odwróciwszy się wyrzekł z wielkim spokojem:
— Zwykle udzielają ostrzeżenie, gdy kto ma zamiar bombardowania. Nie jesteśmy widocznie w kraju bezpiecznym.
Miss Campbell, która nie przypuszczała zupełnie konkluzyi swego uderzenia, usłyszawszy to, pobiegła do malarza:
— Ach panie, rzekła z wielką grzecznością, przebacz pan, uczyniła to moja niezręczność.
Malarz powstał i z uśmiechem ukłonił się tej, która z wielkim wstydem zmuszona była prosić go o przebaczenie.
Malarzem tym był rozbitek z odmętu Corryvrekan!