Strona:Juliusz Verne - Promień zielony i dziesięć godzin polowania.djvu/117

Ta strona została przepisana.

konania, że tym razem nic nie przeszkodzi do ujrzenia tak niezwykłego fenomenu natury.
Już oto promienna gwiazda zniżyła się tonąc po obłoczystym łuku powietrznym i zdawało się, że tylko kilka stopni dzieliło ją od poziomu morskiego horyzontu. Jej tarcza opromieniona została czerwonawem światłem i rzucała krwawe promienie na powierzchnię fal morza.
Wszyscy nieruchomi. z zapartym w piersiach oddechem oczekiwali ważnej chwili, przypatrując się słońcu, które zwolna coraz zniżyło się, podobne do olbrzymiej rozpalonej do czerwoności kuli.
Nagle dziwny krzyk wyrwał się z ust miss Campbell. Była ona świadkiem pewnej okoliczności, której nie dostrzegli ani bracia Melvill, ani Olivier Sinclair.
Oto jakaś szalupa pojawiła się nie daleko wyspy Edale, i zwolna posuwała się po falach ku zachodowi. Rozwinięty żagiel niby rodzaj ekranu. zwolna zakrywał całą tarczę słoneczną widzialną w dalekiej przestrzeni. Czyliżby zatem miał zasłonić słońce w chwili najważniejszej, decydującej i stanowczej?
Była to kwestya czasu. Zwrócić się w przeciwną stronę nie podobna, szerokość przylądka wyspy i całą resztę wolnego horyzontu wypełniał maszt, który stał teraz jakby niczem nie przeparta olbrzymia skała.
Miss Campbell niezmiernie zmartwiona tą