Strona:Juliusz Verne - Promień zielony i dziesięć godzin polowania.djvu/134

Ta strona została przepisana.

nieprawdziwem. Morze mieści w sobie kalejdoskop kolorów. O miss Campbell, im dłużej w niego się wpatruję, tem szczytniejszem go sądzę. Ocean, jak powiada Darwin, pokrywa swą mokrą szatą dno, tak rozległe jak wszystkie zebrane razem nasze pustynie na stałym lądzie. Pokrywa ono jednem słowem ⅘ części kuli ziemskiej. Cóż znaczą w obec tych obszarów państwa by najrozleglejsze? Ocean, to nieskończoność, nieskończoność której widzieć nie podobna, ale jaką się przeczuwa idąc za słowami poety, nieskończoność jaka tylko odbić się może w wodzie.
— Lubię słuchać pana, gdy mówisz z zapałem artysty, panie Sinclair, odpowiedziała miss Campbell, podzielam go zupełnie. Tak jest, lubię ocean, tak jak go pan lubisz.
— A czy pani nie trwoży grożące zawsze na nim niebezpieczeństwo.
— Nie, doprawdy, nie mam najmniejszej obawy. Alboż można obawiać się tego, co się uwielbia?
— Byłabyś pani zatem niezmiernie dzielną podróżniczką.
— Prawdopodobnie, panie Sinclair. Ze wszystkich jednak podróży, o jakich zdarzyło mi się słyszeć, przekładam podróż mającą na celu odkrycie dalekich, nieznanych krajów. Z jakąż rozkoszą czytałam opisy i brałam oniemal udział w wycieczkach podróżników. Jakże często myślą przenosiłam się w te chwile niebezpieczeństwa.
— O tak, zapewne, w historyi ludzkości naj-